No i jest ONA. Ślicznotka Lilka w nowym domu. Choć na razie nie wie chyba, że to dom i robi wszystko aby stąd zwiać…
Pierwsza noc minęła spokojnie. Zbyt spokojnie nawet. Lilka po wyjeździe dziewcząt z Kociego Gniezna zaszyła się w łazience i nie dawała oznak życia. Nie zwabiła jej miska z jedzeniem, przysmak ani głos. Dałem jej spokój.
Noc spędziła pod komodą w łazience. Rano również nie wywabiła jej miska więc zajrzałem pod szafkę i… kiedy mnie zobaczyła wyszła do mnie. Od tego czasu biega po mieszkaniu, ociera się o meble. Próbuje też wyjść przez okna – skacze na zabezpieczenia. Musiałem wszystko pozamykać i uważać. Płacze przeraźliwie siedząc na oknie i szukając wyjścia – uspokaja się tylko kiedy jestem obok i głaszczę co na szczęście przyjmuje chętnie. Nie reaguje na zabawki – myszka z kocimiętką nie wzbudziła żadnego zainteresowania. Lili zjadła śniadanie. Nie trafiła do kuwety, a ja ze zdumieniem odnotowałem pokaźną pojemność pęcherza moczowego kota, który rozlał się kałużą na podłodze kuchni. Nerki chyba zdrowe.
Wiem, ze jest przerażona. Chciałbym jej pomóc więc daję jej tyle spokoju ile to możliwe. Mówię do niej łagodnie, kiedy sama podchodzi miziam. Odkryłem kuwetę i przeniosłem do pomieszczenia w którym czuje się chyba najlepiej.
Potrzebujemy czasu na dotarcie, ale oczywiście jestem dobrej myśli. Bedzie dobrze, prawda? Trzymajcie kciuki.
P.S.: Kocie Gniezno jest rewelacyjne – tyle wsparcia ile otrzymuję od dziewcząt to przerosło moje oczekiwania. mam nadzieję, że również dzięki temu, że mogę na nie liczyć, uda nam się z Lilką stworzyć wspólny fajny i ciepły dom. Dziękuję.