Zastanawiam się, czy kiedyś nie będę miał o czym napisać w pamiętniku „hodowcy”. W końcu chyba przyjdzie kiedyś taki moment kiedy kot przestanie mnie zaskakiwać, a w nasze życie wkradnie się najpierw oczekiwana stabilizacja, a potem znienawidzona rutyna? Na razie życie z Lili nie zapowiada takich rozwiązań. Nic, a nic.
Dwa dni temu odwiedził mnie właściciel mieszkanie, które wynajmuję i jednocześnie mój sąsiad z dołu. Nie był u mnie wcześniej od kiedy mam kota (albo raczej kot ma mnie). Lili choć ostrożna w stosunku do nieznanych sobie ludzi, ku mojemu zdumieniu podbiegła do niego zaczęła ocierać się o jego nogi, a potem bezceremonialnie umieściła swój piękny futrzasty tyłeczek na jego kolanach. Wojtek nie zmieszany pogłaskał kota i wyjaśnił mi, że przecież znają się doskonale bo rozmawiają prawie codziennie. Zaskoczony miałem już przed oczyma, że oto wścibski właściciel włamuje mi się do mieszkania pod moją nieobecność uwodząc jedną z najważniejszych kobiet w moim życiu – czyli Lili. Okazało się jednak, że prawda jest, jak to zwykle bywa, dużo banalniejsza. Otóż kiedy wychodzę Lili urzęduje na parapecie okna, które wychodzi na podwórko i zdarza się jej prowadzić konwersacje z moimi sąsiadami. Oni do niej wołają, ona im odpowiada i wszyscy są zadowoleni. Dobrze! Pomyślałem – widać nie tylko mi odwaliło na tyle, żeby godzinami dyskutować z kotełem!

A tak przy okazji – nie przerażają Was czasami wasze zwierzaki? Dziś w nocy obudziłem się trzykrotnie widząc kilkanaście cm przed swoją twarzą czujnie wpatrzone w siebie ślepia Lili, która przysiadała mi na klatce piersiowej i po prostu wpatrywała się we mnie bacznie. Kiedy się budziłem schodziła i kładła się obok a potem znowu wracała i po prostu patrzyła, kiedy tylko znowu otworzyłem zaspane oczy. Czeka aż wyzionę ducha czy co? Gadam przez sen i ją wołam? Mam bezdech? Nie wiem Ale dziwne to troszkę. Brrrrr. Jak tak dalej pójdzie będę nocował na stryszku gdzie Lilka nie wchodzi . Żartuję oczywiście niech sobie patrzy na zdrowie Ja zniosę.