Jestem samotnym człowiekiem. Kawaler z odzysku, powypadkowy, pewnie troszkę zdziwaczały z męskimi denerwującymi nawykami, nie szukam przygód, lubię spokój. Ot po prostu sobie jestem i staram się nie wadzić nikomu. (Spokojnie to nie będzie kiepskie ogłoszenie matrymonialne). Ale jako, że jestem wolny czasem mam ochotę skorzystać z tej wolności – pojechać na koncert, do kina, czasem zanocować w innym mieście kiedy się coś przedłuży. W końcu jestem też radiowcem więc czasem powrót po nocnym koncercie gdzieś daleko jest kłopotliwy i w domu ląduję przed południem dnia następnego. Czasem zostaję dłużej w pracy (szkoła), a Lili je trzy razy dziennie i wtedy mam kaca moralnego, że biedna czeka na obiad… Zastanawiałem się co zrobić z regularnymi posiłkami Lili w tym czasie, poczytałem i odkryłem Cat Mate . Ktoś próbował? Na razie oglądam to ustrojstwo z każdej strony i zastanawiam się jak to uruchomić. Oczywiście nie ma to być stały sposób żywienia Lili – za dużo frajdy mam w podawaniu jej pełnej michy, żebym miał z tego rezygnować, ale czasem chciałbym z tego skorzystać, kiedy nie będzie miał kto do Lilki wpaść, a ja zniknę na dwa posiłki. Rozgryzę toto.
Lilka rozbestwia się coraz mocniej – jej ulubiona zabawa to bieganie po całym mieszkaniu (na drewnianej podłodze to jest niezły cwał). W nocy znowu zostałem obrzucony raz myszą i raz piłeczką, a potem dziabnięty w kciuk, który nieopatrznie zsunął mi się na skraj łóżka. Moja wina – było spać spokojniej. Zresztą tak delikatnego zwierzęcia jak Lili dawno nie widziałem, podgryza mnie z taką ostrożnością, że to aż miłe. A kiedy mówię „ała” zaczyna mnie oblizywać swoją szczoteczką językową. Wiedziałem, że koty mają szorstkie języczki, ale to co zobaczyłem w tym pięknym pyszczku i poczułem na dłoni, przerosło moje oczekiwania .
Zresztą muszę Wam powiedzieć, że obecność Lili działa cuda. Dawno nie czułem się tak dobrze, nie miałem tak fenomenalnego ciśnienia, nie zasypiałem tak spokojnie. Dawno tak chętnie nie wracałem do domu. Wygląda na to, że ta adopcja to nie tylko szczęśliwszy kot, ale zdrowszy i szczęśliwszy tata.
Ostatnio pisałem o zapachach – troszkę zmieniłem zdanie, po wczorajszym Lili najedzona sercami drobiowymi i wołowinką pokazała mi moc kociej kupy. Wietrzenie kawalerki po powrocie z pracy trwało prawie godzinę . Moja wina w końcu to ja ją karmię
A na koniec pytanie: czy koty się pierze? Lili nie wiedzieć czemu od godziny siedzi w pralce wyraźnie zadowolona zdobytą nową fortecą, którą zostawiłem otwartą po zakończeniu prania. Oczywiście wiem, wiem. Moja wina. Pralkę się zamyka. Ale bez kota w środku.
P.S.: Wczoraj rozpocząłem pracę na swoim blogu w którym dodałem kocie sprawy . Namówiliście mnie.