Jedyne o czym myślę dziś to zdanie, które już kiedyś tu przywoływałem:
Jesli chcesz rozbawić Boga – opowiedz mu o swoich planach…
Czasem nie warto planować. Nie da się. Nie mówię tu o zwykłej szarej codzienności, ale również w trudnych sytuacjach kiedy zmagamy się, z życiem i śmiercią pewni tego, że sprawujemy kontrolę nad sytuacją, życie często drwi z nas pokazując nam, jacy jesteśmy mali i jak mało od nas zależy. Co więc robić? Jak żyć skoro nauczono nas planować, tworzyć, ufać… Liczyć minuty? Nie. Żyć dobrze. Poczciwie. Z każdą chwilą zachwycać się tym czym jesteśmy i czym są inni wokół nas. Oddychać nimi. I tylko tyle.
Jedna tylko wizja zasiała w moim koślawym serduchu niepokój. Siergiej Łukianienko w swoich fantastycznych wizjach wpadł na pomysł iście szatański. Opisując nierzeczywistość DeepTown opisał również zjawisko przeniesienia świadomości w świat wirtualny. Podczas pracy nad sztuczną inteligencją ludziom udało się – oczywiście przy sporej dozie przypadku – odkryć sposób na przeniesienie świadomości człowieka w świat komputerowych impulsów i co więcej uniezależnić ją od fizyczności ciała… Utopia? A gdyby tak udało się poznać sposób rejestrowania informacji przez nasz mózg i stworzyć analogiczny system komputerowych receptorów, komórek pamięci, procesorów. Gdyby dało się zapisać na dysku zawartość naszego mózgu. Nieśmiertelność? Gdyby wreszcie połączyć nasze mózgi w sieć tak aby zapobiec uszkodzeniom informacji. Sieć nowoczesną duplikującą fragmenty danych, zdolną du uczenia się, tworzenia? Wiem, teiści zakrzykną, że wiedza bez duszy nie jest człowiekiem, że wizja taka doprowadzi nas do matrixowych koloni zbędnych ciał ludzkich odżywianych chemicznie niezdolnych do życia poza Glębią – światem wirtualnym, ale… Powiedzcie umierającemu, że jest szansa aby jego doświadczenie, wiedzę i to czym jest przelać i zachować. Że jest to szansa na pewien rodzaj nieśmiertelności. Cybernieśmiertelności. Bez widma przeludnienia. Bez obaw szalonych ekologów. Jeśli pojawi się taka społeczność która dla świata wirtualnego rezygnuje całkowicie z fizyczności ułomnego ciała (a wiem, że prace nad nią trwają już dziś), będę jej pierwszym gorliwym wyznawcą. Jeśli zdążę.
Powiecie, że jestem chory. Uzależniony. Macie rację. A ja tylko nie chcę odchodzić całkiem. I tyle.