Siadam wygodnie, zamykam oczy i widzę stół w dużym pokoju. Na nim stary kryształowy wazon – jeszcze po babci – i naręcze bzu. Tuż obok szczęśliwa kobieta, co chwilę zanurzająca twarz w gęstwinie malutkich kwiatków i wciągająca głęboko powietrze do płuc. Obrazek ten tak wyrył się w mojej pamięci ponieważ powtarzał się co roku. Zawsze w maju, kiedy tylko pojawiał się pachnący bez, mój ojciec wracał do domu z całymi jego naręczami i w całym domu – bo mama pozawalała mi uszczknąć odrobinę dla siebie pachniało cudownie wiosną. Malutki pozornie gest, tak naprawdę mówił wszystko, powtarzany corocznie był swoistym rytuałem tylko tej rodziny czytelnym tylko dla nas i chyba ważniejszym niż wszystkie oficjalne święta.
Przechodziłem dziś obok krzewu bzu. Kwiaty co prawda dopiero nieśmiało rozchylają płatki i próbują wydostać się na zewnątrz, ale zapach jest już wyraźny. Wtuliłem twarz w kwiaty i odetchnąłem głęboko. W moim domu nie ma już bzu.
To jedna z tych rzeczy niedoskonałych w Second Life. Pikselowe kwiaty nie pachą. Dotyk pikselowej dłoni nie ogrzewa. Pikselowe oczy nie są już zwierciadłem duszy. No może tej pikselowej… Chyba dlatego od dłuższego czasu dużo ważniejsze dla mnie od obrazków SLowej rzeczywistości jest okno chata. Jeśli są ludzie w SL to właśnie tam.
I tak bardzo dziś brakuje mi bzu…
wspominanie dołuje czy nastraja pozytywnie?:)
buziaki słodziak.
Takie wspominanie nastraja bardzo pozytywnie 🙂 BTW wczoraj dostałem w RL wieeeeeeeelki bukiet bzu i cudne zdjęcie pachnącego krzewu. I już mi brakuje mniej 🙂