Poniższy wpis na FB zainaugurował moją kocią przygodę. Ponad 3 tygodnie przed poznaniem Lilki wypatrzyłem ją na OLX i… Zakochałem się. Przepadłem – miałem jednak sporo wątpliwości, którymi chciałem się podzielić z kociarzami. Stąd taka grupowa forma tego wpisu, w który nie chciałem już ingerować – aby zapis przygody z Lili był pełny.
Kochani kociarze 🙂
Po pierwsze primo dziękuję za przyjęcie do grupy. Po drugie primo (wiem, że secundo, ale wolę primo) przepraszam za długość tej rozprawy, ale może Wy rozwiejecie moje wątpliwości i skierujecie mnie na drogę do kota.
Od pewnego czasu mieszkam sam. Wynajmuję niewielkie mieszkanko w małym miasteczku na końcu świata. Zawsze miałem w domu zwierzęta i zawsze były to psy (a poza tym szczury, myszy, ryby, ptaki, króliki, żółwie i owady hurtem). Nie to że nie lubię kotów, psy wydawały mi się przyjaźniejsze i łatwiejsze we współżyciu, a jakoś zawsze ludzie z którymi mieszkałem nie chcieli mieć kota. Tu gdzie rzuciło mnie życie – nie mam warunków na psa (stara kamienica – brak zieleni, dużo starszych ludzi), pomyślałem więc, że może to czas w moim życiu na kota? Domowego, niewychodzącego. Ja potrzebuję towarzystwa, wiele futrzaków domu. Układ pozornie idealny.
Jak się domyślacie podzieliłem się tą myślą ze znajomymi i… zaczęło się. Że koty śmierdzą, uczulają, są nieufne, uciekają, że to tylko kłopoty i kupa kłaków – z przewagą kupy. To najdelikatniejsze problemy. W moim otoczeniu była tylko jedna osoba – zadeklarowana kociara, która ostrożnie („bo nie znasz kotów i nie wiem czy się z nim zaprzyjaźnisz”), wsparła mnie w myśli poszukania sobie kociego towarzysza w samotnych wieczorach. Zdałem sobie sprawę, że pomimo iż kiedyś tam kończyłem szkołę weterynaryjną o kotach ich zachowaniu i wychowaniu wiem niewiele poza to co mówią stereotypy. I zgłupiałem troszkę no i zacząłem się wahać. Co jeśli faktycznie nie dogadam się z kotem na moich 30 m kwadratowych? Czy kuweta w pokoju naprawdę musi śmierdzieć? Czy kot spokojnie może zostać sam w domu kiedy jestem w pracy? Za żadne skarby nie chcę krzywdzić zwierzaka, sporo czytam, ale teoria często ma się nijak do praktyki.
O czym powinienem pomyśleć? Jakich rad udzielicie komuś tak zielonemu jak ja? Na co zwracać uwagę kiedy pojadę do schroniska lub będę wybierał kota w jakimś domu tymczasowym? Co przygotować poza kuwetą, miskami (z karmą), zabawkami i posłaniem w mieszkaniu? Okna wiem jak zabezpieczyć. Przepraszam za moją szczypiorkowatą nieznajomość tematu, ale na stare lata chciałbym nie popełnić błędu, który może zaszkodzić zwierzakowi…
P.S.: Ta na zdjęciu to Lilka z ogłoszenia na olx. Strasznie mi wpadła w oko…