Nadal zipiemy. Lili wciąż nie ustabilizowała naszego trybu życia i dziś zarządziła pobudkę o…3:32. Żeby było śmieszniej byłem tak zaskoczony, że wstałem i chciałem jechać na szkolenie. Dopiero po chwili wróciłem do łóżka klnąc i pukając się wymownie w czoło. Nie do kota. Do siebie samego. Lili niewzruszona bawiła się już do rana. Ja spałem – niech żyje mocny męski sen! Śniadanie zjedliśmy razem o 6.00 ot taki nasz kompromis.
Dowiedziałem się dwóch ważnych rzeczy. Koty mają bogate życie senne. Wczoraj wieczorem zostałem skopany, omiauczany i obsyczany przez śpiącą Lili. Ubaw po pachy, chciałem nagrać – ale bałem się ruszyć. A drugie? Nie ma idealnych zabezpieczeń i nawet mała szparka służy do ucieczki. Kratki na okna okazały się niewystarczające i musiałem je jeszcze „zasznurować”. Może nie wygląda to ładnie, ale Lilka straciła zainteresowanie otwartym oknem kiedy zdała sobie sprawę z tego, że tamtędy się na bank nie przeciśnie. Ta runda jest moja!
Dziś spędziłem sporo czasu poza domem – szkoląc się w innym mieście. Pół dnia chodziło mi po głowie co to moje kocie dziecko robi samo w domu. Odkrywam w sobie jakiś koci instynkt tacierzyński czy cuś?!? Dziwnie. W połowie dnia załatwiłem Lili wizytę mojej córki, bo okazało się, że wrócę później. Wpadła do niej na 10 minut i… Siedzi u nas do tej pory miziając kota. Cudnie 🙂
Aaaaa mamy umówioną wizytę u pani doktor na poniedziałek. Potrzebujemy szczepienia i ogólnego przeglądu 🙂 Zobaczymy jak spisze się wybrana przez nas pani doktor.