Nie zastanawiacie się czasem czy wasze zwierzaki nie czytają przypadkiem w myślach? Jak każdy nowo nawrócony mam sporo pytań. Myślałem o tym dlaczego Lilka nie wykazuje żadnego zainteresowania zabawkami, których przygotowałem na jej przyjęcie całe stada. A tu nic – nawet myszka z kocimiętką leżała zakurzona na parapecie… Pomyślałem, że napiszę o tym do domu tymczasowego i dowiem się, czy Lili po prostu jest tak śmiertelnie poważna czy jeszcze się nie wyluzowała u mnie. I kiedy pisałem o tym do Ani, po chwili przed moim nosem wylądował zadowolony kot z myszką z kocimiętką w pyszczku. Teraz już zaczepia mnie, poluje na rękę (bardzo delikatnie), łapie mnie łapkami, przynosi zabawki, widzę też że bawi się sama, na półce pod stołem. Kot sąsiadów z okna naprzeciwko w ogóle nie schodzi już z parapetu wypatrując mojej ślicznotki. Przy okazji odnotowałem różnice w wielkości kotów – tamten przy Lili to prawdziwy olbrzym, może dobrze, że są między nimi dwie szyby…
Docieramy się i oboje idziemy na kompromisy. Lili spała już dziś ze mną całą noc (chyba ;)), Ok 4 rano obudziła się wprawdzie, ale tylko na chwilkę kazała się pogłaskać, pomruczała i zasnęła dalej, wstała 5 minut przed budzikiem, domagając się jedzenia. Nienawidzę budzika więc chętnie wyłączyłem gada zanim zadzwonił, a kota nakarmiłem z dziką radością. Co mnie bardzo cieszy bezceremonialnie ładuje mi się już na kolana, kładzie na brzuchu (a jest na czym!) i czeka na pieszczochanie. Dziś pierwszy raz została sama w domu na czas mojej pracy i jestem ciekaw co tam robi.
A na deser. Na początku myślałem, że ta adopcja to dobry uczynek dla kota. Ale to jednak chyba jednak był dobry uczynek dla samego siebie -mnie. Tyle radości i życia ile wnosi do domu taki kawałek futra z oczami, nie jest możliwe do uzyskania w pojedynkę…
P.S.: Do mojej kanapy Lili też pasuje 😉